1. |
Zimny deszcz (Cold Rain)
03:18
|
|
||
wszystkie łodygi już brązowe
i zwiędłe kwiaty
- znaczą drogę
po okręgu świata
- co roku wszystko wraca
w to samo miejsce
mimo przesunięć orbit
powolnych ruchów gwiazd
płomień życia
przygasł pod mchem
ale ciągle się tli
- gdzieś w ukryciu
spod warstwy liści
- strugą wypływa szary dym
i salamandry pełzną z ognia
ze starych domów tylko ruiny
dawno wycięli dwie czarne olchy
w połowie drogi na wzgórze
krajobraz już zupełnie inny
- ale gdzieś w nowych pędach roślin
czeka ta sama siła
deszcz znowu siecze
tak jak kiedyś...
|
||||
2. |
Cernunnos
03:53
|
|
||
ktoś nieznajomy w leśnych ostępach
ten czarny cień między drzewami
którego nikt nie chce zobaczyć
kiedy jest sam
- a może tylko
rogaty duch
- drzewnych cieni
ślady jelenia
ledwo widoczne
w jesiennym błocie
spadają liście
- i krążą wirem wokół ognia
wpadają do wrzącego
roztworu w kotle
- czarownicy
znowu obrócił się i odszedł
- świsnął płaszcz
i został tylko mech
wgnieciony jak jelenią stopą
- krople zimnego deszczu
na gałęziach
drżą niecierpliwie, jakby
miał wrócić
już za chwilę
nad lodowatym źródłem
- znowu tylko mgła
|
||||
3. |
Wrotycz (Tansy)
03:59
|
|
||
jesień zawsze zaczynają
żółte, kuliste kwiaty
zebrane w baldachimy
- gdy niebo jeszcze błękitne
żółte liście ocieniają
ostatnie słoneczne miejsca
zanim zapadnie
długa noc
- zimy
brązowieją stare dęby
i czerwone muchomory
przeświecają przez rośliny
- wyschnięte
i zmęczone
augur wróży z lotu ptaków
- na horyzoncie
śnieg i grad
jeszcze mgły nie zakryły górskich
szczytów
- w dolinach
czekają na listopad
wrotycz odpiera
mrozy
korzenie
chociaż zajdą lodem
muszą utrzymać
ciężar łodyg
- cierpliwie znoszą
zimny wiatr
wilgoć osiada
na kamieniach
słońce krąży coraz niżej
z kwiatów zostały tylko nasiona
- brązowe
jak łodygi
zesztywniałe na zimnym wietrze
chwieją się ponad
warstwą liści
czekając na pierwsze śniegi
czernieją z niepokoju
wschodzą zimowe gwiazdozbiory
wyschłe rośliny
- sterczą jak palce
wyciągnięte w stronę słońca
chcą pierwsze
uchwycić wiosnę
znowu wystrzelą
zielone pędy
i żółte kwiaty
- rzucą się w górę
zostawiając
starą zimę
w otchłani
- niepamięci
|
||||
4. |
|
|||
twarze zakrywa
trupia biel
popiołów
czarne płaszcze kryją ciała
- jedziemy w zimną dal
gdzieś w granatowej
gęstej nocy
- czeka kraj
chochlików
i koboldów
iskry z ogniska
wskażą drogę
możemy zrzucić
ludzką skórę
obnażyć zęby, szukać krwi
dopóki okrutny świt
nie każe wracać
z drogi
za poskręcaną
linią drzew
nad poszarpanym
kręgiem skał
pierwsze płomienie
słonecznej lampy
- trzeba się ukryć
zanim ktoś dostrzeże
nasz dziwny pochód
nocny marsz
- straszna jest zemsta
bogów światła
|
||||
5. |
|
|||
największe drzewo
przyciąga błyskawice
- ostatnia burza
pełznie od północy
i wiatr dmie w róg
- ryk niesie się nad polem
kiedy już przejdzie
zostanie tylko pustka
strąca kamienie
ze szczytów wież
i kurek kręci się dokoła
- tylko dąb stoi
niewzruszony
i sypie liśćmi
na wyboistą drogę
na ścieżce
pod starym dębem
czernieją świeże ślady
odbite w miękkiej ziemi
i liście – rozniesione
kopyta i racice
ścigają się do korzeni
i toczą się żołędzie
zrzucone burzowym wiatrem
na środku świata
- to niebezpieczne miejsce
pioruny biją
gałęzie lecą z deszczem
a w dziupli – próchno
schronienie tak niepewne
jak słowa ptaków
- pędzących nad drzewami
|
||||
6. |
|
|||
nad grobem zawsze krążą myśli
jak kruki-ścierwojady
jak jest tam, w dole
i jak długo
- zanim zostaną tylko kości
kto następny?
ziemia jest płodna
nosi potomków smoczych zębów
potem pochłania
- jeszcze żywych
nic po nich
nie zostaje
dziś zimny księżyc
przebija światłem
nagie gałęzie
starych drzew
sztywna bluzka
i koronki
krawat pewnie poskręcany
od wilgoci płytkich grobów
jeszcze niedawno
były szklanki
talerze
- uśmiech pożółkłych zębów
teraz mech na kamieniach
z czarnych zarośli
- pełznie mgła
latarnia umarłych świeci
nad światem
- omszałych płotów
i starych domów
|
||||
7. |
|
|||
bruzdy na polach
coraz czerniejsze
- już nasiąkają wodą
czarną od sadzy
kominy wypluwają
żałobne kłęby dymu
- aż gawron splunął
resztką skorupy
ślimaka
odleciał dalej w szarą
przestrzeń nad polem
co widział gawron w locie
na wietrze w burzowych chmurach?
- i co odbija
jego źrenica
czarna jak olchowy pień
tutaj już spokój
tylko pędy
wzrastają, jeszcze niewidoczne
i las zaszumiał na wspomnienie
dalekich kręgów gór
- gdzie nie ma dojścia
tam skały grodzą przejścia
i tylko górą lecą
stada
wron
|
||||
8. |
|
|||
dźwięk kroków ginie
między świerkami
- i strumień płynie
zimną strugą
tu nie ma schodów
- tylko ściana
głucha na
wszelkie słowa
- kto wybrał drogę
bez uchwytów
musi po linie
piąć się w górę
tam gdzie od wiatru
- karleją drzewa
on rośnie
- kamienny
posąg
na szczytach skał
gdzie gwiżdże wiatr
samotność tnie
jak lodowate
ostrze
pod urwiskiem
- za krawędzią
morze szarej mgły
pod ciemnym niebem
walczą olbrzymy
burzowych chmur
i leśnych kłębów
wędrowiec
- sam
przeciera drogę
wśród poskręcanych sosen
czeka na burzę
okryty płaszczem
- już czuje pierwsze
krople deszczu
|
||||
9. |
|
|||
pod zamkniętymi powiekami
- zielona łąka
latają muchy
– gotowe do zjedzenia
roją się tuż nad głową
drgnęły uśpione nozdrza
jeszcze za wcześnie
się budzić – nad głową
warstwa śniegu
jeszcze wystrzelą kaczeńce
i zieleń pokryje bagna
a wodę przetną pławne błony
- i promień słońca spomiędzy olch
zbutwiałe liście oddają
prastare ciepło słońca
- zebrane w zbrązowiałych
żyłach, jak zastygła krew
na górze dęby
- chroboczą gałęziami
szukają w zimnym wietrze
- cieplejszych, wiosennych pasm
zimowa mgiełka
- krople na ścianach błotnistej nory
to we śnie letni zapach
odurza – i słońce grzeje skórę
odmarznie staw
- i ostrężyny
znowu wzniosą się w górę
a pod sznurami czerwonych malin
- wilgotny, chłodny cień
|
||||
10. |
Ellen Trechend
03:17
|
|
||
w głębinach ziemi
słońce nie dosięgnie
ukrytych w głębi
- korytarzy jaskiniowych
gdzieś pod sufitem
krążą nietoperze
roją się armie
- gotowe do wymarszu
przez komin w skale
wlatują kruki
oczy im świecą
- jak z fosforu
przynoszą wieści
z górnego świata
- czas wyjść z procesją
bogini śmierci
ruszyły hufce
podziemnych stworów
- jeden dzień w roku
otwarte bramy
trójgłowy stwór
już wyczuł trupa
rycerza
- poległego w boju
idzie gliniastą
ścieżką w dół
między górami
- stół rozstawiony
Morrigu znowu
wysyła kruki
- zapraszać gości
na ucztę śmierci
|
||||
11. |
|
von Zachinsky Kraków, Poland
« Les grands ne sont grands que parce que nous sommes à genoux »
Streaming and Download help
If you like von Zachinsky, you may also like:
Bandcamp Daily your guide to the world of Bandcamp