1. |
Wierzba
03:01
|
|||
w ustach zgrzyta piasek
a splunąć nie ma gdzie
wał nad brzegiem rzeki
- twarda ziemia
niesie szybkim krokiem
tam nad rzeką stoi mur
- już chyba więcej mchu niż cegieł
dalej polecą wodne ptaki
a ja muszę już zawracać
już rano czuję jak wieczór
czerwoną plamą gasi słońce
- domy i drzewa coraz ciemniejsze
stapiają się z otchłanią nieba
mijam starą wierzbę
gliniasta skarpa coraz bliżej
korzenie - wyciągnięte palce
chwytają brzeg, ratują pień
mur się zawali, spadnie w morze
(rzeka zaniesie tam kamienie)
a wierzba będzie rosła dalej
rzuci na wodę świeży cień
|
||||
2. |
Do słońca
06:05
|
|||
do słońca wznoszą ręce
wszystkie siewki i pędy
leśne fiołki i złocienie
zawilce - łodygi przygarbione
płatki już opadają
z pierwszych przejrzałych kwiatów
tutaj faun spotkał nimfę
pod młodą jarzębiną
spokój strażników pól
zaległ nad krajobrazem
podziurawionym strzałami
wiosennego słońca
czerwonym blaskiem zaświeciły
owoce w cieniu starych buków
powietrze przesiąknięte wodą
ze źródła gdzieś dalej na wschód
faun odszedł w gęstwę leszczynową
nimfa zmieniła się w pień drzewa
zostałem tylko ja - wpatrzony
w podłogę z zawilcowych liści
|
||||
3. |
Otoczaki
03:47
|
|||
płynęły wrzące potoki lawy
krzyczały latające gady
spalone drzewa padały z hukiem
i wybuchały chmurą iskier
tam się rodziły twarde skały
na przemian kruszył je mróz i upał
czasem na piasek, czasem na części
toczone wartkim biegiem wody
promem na drugą stronę
w poszarzały krajobraz
tam się rozpłynę między wierzbami
kamień na brzegu długiej rzeki
wiały potężne, zimne wiatry
padały lodowate deszcze
biły pioruny, padały puszcze
sypał się piach z czerwonych skał
najtwardszy kamień musiał pęknąć
kiedy po mrozie przyszło słońce
znikały z oczu ciepłe morza
i odsłaniały nowy brzeg
|
||||
4. |
Korowód
03:14
|
|||
ściany z giętkich bluszczy
na kolumnach brzóz
w nogi kłuje
- gęsta podłoga z ostrężyn
ciężkie winne grona
uginają tyczki
głośne skrzydła pszczół
jak noże tną powietrze
niezniszczalny, żywy pęd winogron
wyciąga w górę zielone ręce
słoneczne spirale opadają z nieba
idziemy pod psią gwiazdą
- ciepła, jasna noc
wiatry krążą w kółko
kręcą kozi róg
niszczyciele tańczą
- nogi orzą pole
słomki rozgniecione
ślady twardych kopyt
- smolna czerń odcięta
na wyschniętej ziemi
|
||||
5. |
Kary koń
03:20
|
|||
bezgłośnie nadjechał kary koń
niósł zimno i pioruny
- oddech burz
drżały belki pod sufitem
w oczach jak węgielki
odbijały się płomienie
ginących światów
kurz krzyżowych dróg
niesie dwa
konie nad
złotą linią
dojrzałych
ciężkich zbóż
z drugiej strony nadjechał biały koń
w rozwianej grzywie niósł pianę
- dalekich mórz
drżały nogi pod wszystkimi
kiedy przestępował
przez włócznie na krzyż zatknięte
jak drogi przez pustkowie
kamienie roztrącone
twardymi kopytami
układają się w niepewny
przyszły los
|
||||
6. |
Taniec boginek
02:29
|
|||
7. |
W bagiennej ziemi
02:57
|
|||
w bagiennej ziemi rosną bluszcze
oplatają szyje brzóz
i rozkładają dywan na ziemi
rozmiękłej od wilgoci
- za zasłonami gęstej zieleni
taniec satyrów prowadzi w kółko
w bluszczowym cieniu oczy-księżyce
świecą spomiędzy liści
w odległych zakamarkach
budzi się pamięć
- nogi same
biegną przed siebie
biją tympany
i grają rogi
w cmentarnej ziemi rosną bluszcze
oplatają zimny kamień
nowe łodygi sięgają w górę
spod starych klonowych liści
taniec satyrów bez wysiłku
na proch obraca
świątynie śmierci
słońce przepływa otchłań podziemia
wychodzi z drugiej strony gór
|
||||
8. |
Na ulicach Budapesztu
02:28
|
|||
na ulicach Budapesztu
szare ściany czasem bledną
raz spotkałem tam upiora
za parkanem pod wierzbami
starą pompą wypompował z ziemi
trochę zimnej wody
i przez ręce ją przepuszczał
wiatr strącał korę z platanów
kolumny patrzyły z góry
jak toczył się po chodniku
z trudem podnosił nogi
- ciężkie z bólu
długich wieków
stanął pod kamiennym wieńcem
zapatrzył się w liście laurowe
wciąż pamiętam jego oczy
zapadnięte i czerwone
ktoś przechodził i przez chwilę
popatrzyłem w drugą stronę
upiór dotknął mojej dłoni
razem spadliśmy w gęsty cień
teraz kolumny patrzą z góry
jak toczę się po chodniku
z trudem podnoszę nogi
- ciężkie z bólu
długich dni
|
||||
9. |
Zagadka
03:16
|
|||
w nikłym blasku zagadki
błądzimy w ciemnościach świata
szukając odpowiedzi
zbieramy promienie światła
wchodzimy na górskie szczyty
i schodzimy w podziemia
nie daje nam spokoju
pytanie
- ciągle inne
wyłowić z dna
głębokich mórz
czy zerwać z najwyższej gałęzi
ogrzać się jak płomieniem
- uciec
od zimnej grozy
na zmurszałych kamieniach
pożółkłych papirusach
spisane rozwiązania
a raczej nowe stosy pytań
przerzucane karty książek
do oślepnięcia w blasku świecy
na półkach czaszki, węże w formalinie
- patrzą jak szukam
kiedyś znajdę
|
||||
10. |
Minotaur
04:41
|
|||
pod słońcem wrzał niespokojny świat
śródziemnomorze i meduzy
czerwienią kolumn labiryntu
rozgorzał głóg
zamknięty w labiryncie stwór
krążył, odbijał się od ścian
zimne kamienie na posadzce
zjadała granatowa ciemność
jak płomień świecy w tej ciemności
błyszczało światło Asteriona
a wokół niego czarne węże
zwijały meandry korytarzy
z łusek składały się mozaiki
i z pokruszonych byczych rogów
topory wisiały na ścianie
- dwa ostrza
symbol zagadki
brzęczały pszczoły,
miód dojrzewał
w worku z koziej skóry
- nad nieruchomą taflą morza
stanęły czarne żagle
dojrzał czas, aż przyszedł ktoś
przeniknął ścieżki labiryntu
między ciemnymi meandrami
błyszczało dwoje jasnych oczu
przyćmiły jasne oko byka
i w końcu popękały mury
tylko dwa rogi skamieniałe
stoją nad gładką taflą morza
za nami zostaną resztki ścian
zdrapane stare malowidła
kształty delfinów i ośmiornic
przypomną o sierpniowym słońcu
i to, co teraz, tak przeminie
rozpadnie się na drobne części
piasek przysypie popękane
skorupy naszych pustych dni
|
||||
11. |
Na krańce świata
03:48
|
|||
na krańce świata
sięga strach
- i siła życia uwolniona
bulgoce jak morska woda
wrząca pod rozgrzanym słońcem
upał roztapia drogi
i zmienia kształty letnich wzgórz
rozciąga kości aż skrzypią ścięgna
nóg wyciągniętych na skraj ziemi
tańczą impulsy elektryczne
niepowstrzymanych myśli
napięte mięśnie nóg ruszają
i kruszą w pył kamienie dróg
na krańcach świata
już czekają
- łańcuchy górskie i lodowce
zieją pustkowia jak kość słoniowa
mroźna hiperborejska tundra
może dojdziemy tam już dziś
na krach lodowych dopłyniemy
albo po drodze nas zamrozi
- na krańce świata pójdziemy
kiedy indziej
|
von Zachinsky Kraków, Poland
« Les grands ne sont grands que parce que nous sommes à genoux »
Streaming and Download help
If you like von Zachinsky, you may also like:
Bandcamp Daily your guide to the world of Bandcamp